piątek, 17 czerwca 2011

"Kim byłbym bez Ciebie?" Guillaume Musso

Moja przygoda z prozą Musso zaczęła się już dawno temu, kiedy koleżanka pożyczyła mi „Uratuj mnie”. Wtedy jeszcze nie planowałam bliższego zapoznania się z twórczością owego pana. Traf chciał, że jakiś czas później natknęłam się w księgarni na „Potem…” i w ten oto sposób przeczytałam wszystkie książki autora okrzykniętego jednym z dwóch najpopularniejszych pisarzy Francji.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w „Kim byłbym bez Ciebie?”, to odmieniona szata graficzna w stosunku do reszty serii. Zmianie uległy proporcje tytułu i nazwiska autora, a także same wymiary książki. Osobiście nie lubię tego typu modyfikacji, ale nowa okładka tak mi się podoba, że jestem skłonna całkowicie wybaczyć wydawnictwu ten zabieg.

Martin Beaumont, dwudziestojednoletni Francuz, wyjeżdża do San Francisco, by podszkolić swój angielski i poznać Stany. W czasie pobytu w USA spotyka rok młodszą Gabrielle. Młodzi zakochują się w sobie bez pamięci, jednak po powrocie Martina do ojczystego kraju kontakt się urywa. Trzynaście lat później Martin jest paryskim policjantem. Prowadzi sprawę Archibalda McLeana, króla złodziei dzieł sztuki. Przeszłość dopada go nieubłaganie, gdy okazuje się, że przestępca jest ojcem jego ukochanej sprzed lat. Obaj mężczyźni wkraczają w życie Gabrielle po długim czasie, a ona usiłuje odzyskać i jednego, i drugiego i nie stanąć przed niemożliwym wyborem. Jak zakończy się ta historia?

Nieoczekiwanie! Musicie wiedzieć, że Musso jest mistrzem w konstruowaniu niespodziewanych finałów. „Kim byłbym bez Ciebie?” nie może poszczycić się najbardziej zadziwiającym zakończeniem w dorobku francuskiego pisarza, gdyż przypada ono w udziale „Ponieważ Cię kocham”, niemniej – zaskakuje. Powieść została napisana lekkim stylem, lecz tematy których dotyka bynajmniej nie należą do łatwych. Miłość, przyjaźń, zaufanie… W dzisiejszych czasach trudno jest przedstawić te i im podobne motywy, nie popadając w marysuizm czy banał. Tymczasem Musso umiejętnie lawiruje pomiędzy namiętnościami bohaterów. Każda strona książki przesiąknięta jest emocjami szukającymi ujścia poprzez czytanie zawartych na niej słów. Cała gama emocji towarzyszy nam już od dedykacji aż po spis treści. Postaci nie są płaskie; sprawiają wrażenie realnych, żyjących obok nas ludzi. I chociaż zachowanie Gabrielle względem Martina po wielu latach rozłąki z początku wydawało mi się odrobinę sztuczne, wyjaśniło się ono z biegiem czasu. Akcja powieści rozgrywa się w cudownej scenerii Paryża i San Francisco. Musso kreśli przed czytelnikami zjawiskowe, miejskie krajobrazy w taki sposób, że można wręcz poczuć nocną atmosferę przy muzeum impresjonistów czy silne podmuchy wiatru na Golden Gate Bridge.

Polecam wszystkim łaknącym niebanalnych historii o miłości i nie tylko! Już nie mogę się doczekać kolejnych książek pana Musso: La fille de papier oraz L’appel de l’ange. W takich chwilach żałuję, że moja edukacja języka francuskiego już się zakończyła. A mogłabym przeczytać je w oryginale…

2 komentarze:

  1. "Polecam wszystkim łaknącym niebanalnych historii o miłości.." - bardzo chętnie przeczytam:)). Poza tym Musso mnie kusi i z przyjemnością zapoznam się z twórczością tego pisarza. Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. kasandro - na pewno się nie zawiedziesz! :)

    OdpowiedzUsuń