poniedziałek, 4 lipca 2011

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Mario Vargas Llosa

Kiedy Mario Vargas Llosa otrzymał Literacką Nagrodę Nobla, w szkolnej bibliotece stało się coś, czego jeszcze nigdy tam nie widziałam. W którymś miejscu powieszono plakat, obwieszczający tę radosną nowinę, na specjalnym stoliku zorganizowano jakąś wystawkę poświęconą autorowi, a jego książki zostały ustawione na pierwszym planie na najatrakcyjniejszych półkach. Nie przypominam sobie, żeby jakiś wcześniejszy noblista wywołał takie zamieszanie. Z tej właśnie okazji, już wtedy postanowiłam sięgnąć po książkę pióra Llosy, ale jakoś… nie było czasu? Dopiero w tym jakże miłym okresie wakacyjnym, w oczekiwaniu na wyniki procesu rekrutacji, zabrałam się za pozycję o niezwykle kuszącym tytule, mianowicie „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki.”

Jest to historia miłości niezwykle trudnej, niszczącej i, jakkolwiek na nią nie patrzeć, nieodwzajemnionej. Nasz bohater, Ricardo Somocurcio, wpadł po uszy już jako nastolatek - zakochał się w pięknej i przebiegłej Chilijeczce imieniem Lily. Razem z jej siostrą Lucy i innymi znajomymi spędzają gorące lato w Peru. W wyniku niefortunnego splotu wydarzeń, dziewczyna znika z dzielnicy Miraflores i tym samym z życia Ricardo… przynajmniej na jakiś czas. Będzie powracać i nawiedzać jego z grubsza poukładany żywot niczym (nie)chciany sen. Będzie odznaczać piętno toksycznego uczucia na beznadziejnie zaślepionym bohaterze. Nie będzie miała litości. A jemu nie będzie dane zaznać spokoju.

Szczerze mówiąc, spodziewałam się po tej książce odrobinę czego innego, ale to co mi zaserwowano, w żadnym wypadku nie jest rozczarowujące. Bez problemu odczułam siłę destrukcyjnej miłości, niemożliwej do spełnienia z pewnych do bólu prozaicznych powodów. Lektura pozostawiła we mnie burzę emocji, z którymi jak na razie nie mogę dojść do ładu. Uświadomiłam sobie, jak wielką władzę nad mężczyzną ma stosownie umotywowana, zuchwała kobieta. Kobieta w ogóle, czyli poniekąd ja także. Jak z każdą władzą, również i z tą nieodłącznie związana jest odpowiedzialność - a z nią bywa różnie. Gorąco zachęcam, byście sami zgłębili tę kwestię podczas czytania „Szelmostw…”.

Niezmiernie podoba mi się styl autora. Taki lekki, a zarazem niepozostawiający wątpliwości, że mamy do czynienia z wielkim pisarstwem. Llosa umiejętnie wplata w treść zagadnienia, których na ogół unikam, między innymi wątki polityczne. Jednak w tym przypadku daty i fakty są jakby rzucane mimochodem, a nawet, co dla mnie niepojęte, ciekawe. Wyjątkowo absorbujące są fragmenty opisujące życie postaci stojących względnie z boku całej historii. Moją ulubioną jest Juan Barreto. Zgadzam się, że zdrobnienia pokroju „piersiątek” i „ciałka”, zwłaszcza w odniesieniu do pięćdziesięcioletniej kobiety, odrobinę irytują, jednak nie są znowu tak liczne, by dłużej się nad tym rozwodzić. Miło zaskoczyła mnie szczypta prawdy o dawnym życiu niegrzecznej dziewczynki. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy czytam o takich tajemniczych kobietach bez przeszłości i bez najmniejszego wytłumaczenia ich postępowania, chociaż maleńkiego, mam wrażenie, że autor sam dobrze nie wiedział, co począć z taką bidulką. Tak było przy „Na południe od granicy, na zachód od słońca” Murakamiego. Ale nie tym razem. I właściwie jedyne, co mi się nie podobało, to zakończenie, ale gdzieś w głębi wiem, że było jedynym słusznym zwieńczeniem tej historii.

Gorąco polecam! Przekonajcie się sami, ile szelmostw była w stanie wyrządzić taka jedna la niña mala.

4 komentarze:

  1. Llosę bardzo lubię i z chęcią przeczytam także i tę pozycję:)). Zapowiada się świetna książka:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ją na swojej półce. Dzielnie czeka na swoją kolej;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobała mi się ta ksiązka, chociaż postacie głównych bohaterów irytowały mnie niesamowicie. "Szelmostwa..." to pięknie napisana powieść, szczera i barwna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Również polecam, czytałam ją w zeszłe wakacje i zarwałam noc, ale nie mogłam się oderwać:)

    OdpowiedzUsuń