piątek, 29 lipca 2011

"500 000 opowieści o miłości" Cuca Canals

Bodaj najgorszym minusem dla książki jest to, kiedy po lekturze nie ma się nic do powiedzenia. Żadnych zachwytów, refleksji, wzruszeń ani też tych negatywnych emocji – zniesmaczonej miny, bluzgania, że tandeta, że nuda. Jest się po prostu kompletnie obojętnym. Obawiam się, iż właśnie taką książkę przyszło mi przeczytać. I mimo tego, że właściwie nie ma o czym mówić, spróbuję coś na jej temat naskrobać.

Główną bohaterką jest Andrea Rolnik. Pewnego razu, podczas rozwieszania prania, wiatr porywa jej biały stanik i zanosi go do stóp Czarnego Wulkanu, konkretnie prosto w ręce tajemniczego Maurycego. Dziewczyna oczywiście pędzi za zgubą i w końcu ją dogania. Młodzi zamieniają ze sobą cztery zdania (dosłownie!), po czym porzucają mało istotną konwersację na rzecz namiętnej miłości. Rozstają się z przyrzeczeniem niewspominania nikomu o tym, co zaszło. Zakochana pierwszy raz w życiu Andrea, pod wpływem chwili wykonuje telefon do radia i przekonuje słuchaczy audycji, że warto szukać miłości. Los chciał, iż apel dziewczyny zostaje usłyszany przez producenta telewizyjnego, który upatruje w niej szansy na zwiększenie oglądalności swego programu. W ciągu kilku tygodni Andrea z biednej, skromnej dziewuszki przeistacza się w celebrytkę, której historia wzrusza miliony i jest niedoścignionym wzorem romansu idealnego.

Jak widać (a jeśli nie, to trudno, ale więcej szczegółów nie zdradzę) historia opowiedziana przez Cucę Canals jest niebanalna. Po dłuższym zastanowieniu do plusów zaliczyłam też ukazanie siły i roli mediów w życiu zwykłych ludzi oraz kilka całkiem zgrabnych metafor. Patrząc całościowo, brakuje mi jednak tego czegoś. Chciałabym powiedzieć, że autorka ma potencjał, ale nie jestem do końca przekonana. Musiałabym sięgnąć po resztę jej twórczości, ale przed tym z kolei powstrzymuje mnie lektura „500 000 opowieści o miłości”. Na samym końcu mojego wydania jest zamieszczony (to dopiero dziwne!) spis wszystkich liter zawartych w tekście. Nie wiem, co mam o tym myśleć, nie wiem, czy przekazuję Wam to, co chciałam, bo właściwie zaraz po przeczytaniu nic mi się nie nasuwało. Książka krótka – może to plus, może minus, w zależności od postrzegania lektury – może chociaż ta jedna informacja pomoże Wam podjąć decyzję.

Raz myślę, że mi się podobała, innym razem twierdzę, że nie. Niestety nie są to TE skrajne emocje, które dopadają nas nieraz podczas spotkania z wyśmienitą literaturą, a jedynie taki sobie przelotny koncept. Nie polecam, nie odradzam, ot co.

2 komentarze:

  1. Hmm... I co ja mam zrobić z tą książką??? Jak wpadnie w moje ręce, nie odmówię i dam jej szanse, ale specjalnie szukać jej nie będę:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spis liter zawartych w tekście? To brzmi... Oryginalnie ;)) Nie lubię czuć po lekturze obojętności. Wolę nawet złość, niż obojętność, o ;)

    OdpowiedzUsuń